piątek, 30 września 2011
Tromesa - Pasma Czasu
Zastanawialiście się kiedyś co by było, gdyby taki Jean Michel-Jarre produkował muzykę trance? Ja też nie. Nie twierdzę też oczywiście, że do tak kuriozalnego zjawiska należy porównywać muzykę Tromesy. Twierdzę natomiast, iż Pasma Czasu mają w sobie coś z obu światów. Z jednej strony bez żadnych wątpliwości do czynienia mamy z rasowym trance - beat jest solidny, melodie pokręcone jak obrazek na okładce, aranżacje proste i skuteczne. Z drugiej jednak jawi nam się wpływ użytego instrumentarium. A może to kwestia kraju produkcji? Specyfiki czasów? Tego nie wiem. Faktem jest, iż brzmienia na tym albumie są smakowicie analogowe, miękkie jak tlenowe impresje wspomnianego francuza. Nie ma mowy o współczesnych świdrujących, wyszlifowanych, z założenia pełnych koloru i radości dźwiękach. Tromesa bije to wszystko na głowę prostotą analogowych harmonii i przekonującym działaniem czysto muzycznych środków. Takie pobudzanie wyobraźni nie ma w sobie nic z surowości stalowych szpil wbijanych nam do mózgów przez dzisiejsze produkcje. Nie wiem jak Wy, ale tęsknię za latami dziewięćdziesiątymi. Jak widać nawet psychodeliczny trance był wtedy bardziej kolorowy.
Labels:
recenzje muzyki,
tromesa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 comments:
Prześlij komentarz