środa, 14 września 2011

Junior Senior - Hey Hey My My Yo Yo

Duński zespół, który swój drugi album wydał najpierw wyłącznie w Japonii, osiągając tam drugie miejsce na listach przebojów. Brzmi to cokolwiek niestandardowo. Nasuwa się myśl: jak unikalna musi to być płyta, by na - co tu w bawełnę owijać - hermetycznym i wysoce niestandardowym rynku muzycznym wysp Morza Japońskiego wspiąć się w rankingach popularności tak wysoko? Skąd twórcom przyszedł do głowy pomysł, by tam właśnie wystartować z nową płytą?
Na drugie z tych pytań odpowiedzi nie znam, ale w kwestii pierwszego mam, jak mi się zdaje, pewne pojęcie.
"Hey Hey My My Yo Yo" brzmi jak grupa nastolatków o wysoce rozwiniętej kulturze muzycznej, z wielką paką pomysłów stylistycznych i kipiących wręcz kolorową, klubową energią. Ale zawiódłby się ten co sądzi, że album ten nadaje się na tło do parkietowych wygibasów. Zamiast housowej motoryki dostajemy zestaw znakomicie zaaranżowanych, fantazyjnie wykonanych, pomysłowych piosenek, od których największym poważniakom powinien zacząć pracować staw skokowy, a ponurakom twarz winna rozświetlić się szczerym uśmiechem. Wyśpiewywane teksty zależnie od potrzeby sprawiają zwyczajną frajdę (szczególnie w "We R The Handclaps"), wzruszają uroczą prostotą ("Dance,Chance,Romance"), cieszą wylewającą się z głośników słoneczną pogodą ("Happy Rap"). Całość jest porywająca, zadziwiająca i to w stylu, który po prostu musiał się Japończykom podobać. Wydają oni u siebie sporo podobnej muzyki, a tutaj do czynienia mamy z najznamienitszym przedstawicielem - do tego nagranym gdzieś daleko, w nadbałtyckim kraju.
Jakby tego wszystkiego było mało edycja specjalna raczy nas drugą płytą (wydanie Rykodisc z 2007 roku dołącza EPkę zespołu "Say Hello, Wave Goodbye EP"), która - to już nie powinno być zaskoczeniem - sama w sobie nadaje się na oddzielny, znakomity album. Stanowi niejako dopełnienie głównego krążka, zawiera wszystkie najlepsze cechy opierając je na nieco innych podstawach. Jest, krótko mówiąc, właśnie albumem klubowym - oczywiście nietypowym, jak przystało na muzykę zespołu. Brzmienia nieco cięższe, beat wyraźnie zaznaczony, mniej melodii i więcej repetycji. Moim zdecydowanym faworytem jest rozpoczynający "Stranded On An Island Alone", którego nie powstydziłby się nawet Fatboy Slim.
Junior Senior już razem nie nagrywają. Pozostała po nich genialna muzyka daje tony radochy i z uśmiechem właśnie powinniśmy ten zespół wspominać. Wszystko, co dobre uparcie się kończy, ale też dzięki temu nabiera wartości. Ten album dodatkowej wartości nie potrzebuje, ale dzięki niej ma szansę spełnić marzenie każdego krążka muzycznego - z arcydzieła stać się legendą.

0 comments:

Prześlij komentarz

 
 
Copyright © uchem po fali
All images belong to their respective owners.
Blogger Theme by BloggerThemes