środa, 14 września 2011

Blur - The Great Escape czyli wielkie chodu


Jestem zapewne niezbyt aktualny w tym, co tu napiszę. Cóż - tak to bywa, że pewne perły muzyki odkrywa się dużo za późno. Przyjemnie oczywiście byłoby być w tamtych czasach takim jak obecnie. Jednakże oznaczałoby to również, iż teraz byłbym już stary...
No ale do rzeczy. Blur zawsze zadziwia(ł). Zarówno w czasach aktywności zespołu jak i w obecnych - przy odkrywaniu ich płyt na nowo, szczególnie na tle wzlotów i upadków kilka centymetrów powyżej dna artystycznego współczesnej sceny muzycznej (to taki minirant ogólny - ilość wyjątków od tego jest oczywiście olbrzymia) (i dobrze). Nieprawdopodobna charyzma wokalna Damona Albarna, odjechane aranżacje i chore melodyjki - to wszystko wywołuje we mnie zawsze uśmiechnięte kłębowisko pozytywnych odczuć. Słucha się Blura z satysfakcją, czasami zadumą, zawsze jednak ze zwyczajną radością.
Co zatem wyróżnia album "The Great Escape" na tle pozostałych zespołu dokonań?
Ano weźmy za przykład singlowo-hitowy utworek "Charmless Man". Ponabijajmy się z określonego typu współczesnego obywatela, pośpiewajmy wraz z Damonem "na na na na", które brzmi jak "ha ha ha ha" (najlepiej tym śpiewaniem poirytujmy kogoś tak, jak to robił wymieniony w teledysku). No ale trzeba uważać - bo gdy nie będziemy okazać się może, że śmiejemy się z samych siebie. Albo z najlepszego kumpla. Albo - o zgrozo - z całych społeczności. A ci z kolei potrafią się wkurzyć i wtedy pozostaje nam tylko Chodu. O tak właśnie.
Takie w skrócie jest "The Great Escape". Upozowane na inteligenckiego rocka wbijanie sobie z uśmiechem na obliczu wielgachnych szpil po to by pośmiać się potem z miejsca, w które się trafiło. A całość z nieprawdopodobną charyzmą wokalną Damona Albarna, odjechanymi aranżacjami i chorymi melodyjkami. No i jak tu ich nie kochać?
A moim faworytem zdecydowanie jest "Fade Away". Polecam.

0 comments:

Prześlij komentarz

 
 
Copyright © uchem po fali
All images belong to their respective owners.
Blogger Theme by BloggerThemes