niedziela, 19 maja 2013

Fluke - Risotto


W latach dziewięćdziesiątych, w czasach nieskrępowanej wolności i nieposkromionej fantazji, w (zapewne) ostatnim okresie nowatorskich pomysłów muzycznych, jednym z czołowych gatunków muzycznych było techno. Oczywiście słowa tego używano zarówno dla określenia bezmyślnej łupanki, jak i ambitnej, elektronicznej muzyki opartej głównie na wyraźnie zaznaczonym rytmie. W tej recenzji napotkamy ów drugi przypadek.
Fluke poznałem dzięki ścieżce dźwiękowej do gry WipEout. Było to przemiłe spotkanie więc, kilka lat później, radośnie skorzystałem z możliwości nabycia ich przedostatniego albumu. Nie żałuję do dziś. Brzmienie londyńczyków ma wiele punktów wspólnych z wielkimi tamtych lat - Orbital, Underworld - wyróżniając się jednocześnie bardzo skutecznie skłonnością do klinicznie sunących padów, budowanych z pomocą efektów dźwiękowych bezkresnych przestrzeni oraz wysmakowanymi zmianami tempa. To ostatnie jest na "Risotto" szczególnie słyszalne, gdyż utwory przenikają się i ewoluują z siebie nawzajem do takiego stopnia, że mamy wrażenie słuchania wieloczęściowej suity, czy może ścieżki dźwiękowej dla nieznanego filmu z dalekiej przyszłości. Skłaniałbym się nawet do nazwania tej płyty concept albumem - tak bardzo programowa jest ta muzyka, tak bardzo spójne brzmieniowo i stylistycznie są kolejne utwory.
Kiedy mam ochotę na futurystyczne dźwięki, kiedy mam nastrój na inteligentną, pobudzającą wyobraźnię rytmikę, kiedy chcę poczuć pęd i otwartą przestrzeń, zakładam na uszy słuchawki z dobrym basem i włączam "Risotto". To naprawdę szczególne dzieło, niestety wiele mniej znane, niż inne, współczesne mu. Pozwolę sobie mieć nadzieję, że przynajmniej teraz, ponad dziesięć lat później, świat odkryje i doceni Fluke na nowo.
 
 
Copyright © uchem po fali
All images belong to their respective owners.
Blogger Theme by BloggerThemes