piątek, 17 czerwca 2016

Audio-Technica ATH-WS770

Nietrudno w ostatnim czasie zauważyć powolne, okazjonalne zacieranie granic między słuchawkami klasy (z punktu widzenia przeciętnego użytkownika) premium i zwyczajnymi, rozrywkowymi, niezobowiązującymi do inwestycji w dodatkowe sprzęt i wiedzę. Na fali tego właśnie ruchu jawi się nowa linia słuchawek japońskiego producenta Audio-Technica. Jak zatem odświeżona seria Solid Bass ma się w odniesieniu do obecnych trendów?


Opakowanie, budowa i ergonomia
Słuchawki dostarczane są w prostym, acz nienachalnie ozdobionym, pudełku z wytłoczką w środku.
Z oferowanych dwóch opcji kolorystycznych mi trafiła się złoto-brązowa. Dla chętnych dostępna jest wersja czerwono-czarna.
W pudełku nie znajdziemy niestety pokrowca, przejściówki, zapasowych kabli lub padów - najwyraźniej takie dodatki producent rezerwuje dla modeli droższych.
Konstrukcja od pierwszego dotyku zwraca uwagę połączeniem małej wagi i wysokiej solidności. Wstawki metalowe znajdziemy tylko w pałąku i na muszlach, poza tym WS770 to plastik, ale taki z mocnych, idealnie spasowany. Tak wykonane słuchawki powinny wytrzymać nieco czasu. Jedyny niepokój budzą widełki, które nie są wypełnione (jak chociażby w popularnych M50), a jedynie wzmocnione poprzecznymi wstawkami. Niestety, nie wiem jak wykonano bolec obrotowy nad widełkami, ale sprawia on spory opór i nie aspiruje do bycia wadą konstrukcyjną. Muszle to cylindryczna pokrywa metalowa, ciekawie wytłoczona i ozdobiona kolorową wstawką z logo firmy, rozszerzająca się w kierunku ucha sztywną, plastikową, nieco wygiętą obręczą, do której przytwierdzono kolejną, odpowiedzialną za przytrzymanie poduszek w miejscu. Te na szczęście są zdejmowalne, duże, zdecydowanie wokółuszne, miękkie i wygodne. Niezbyt grube obicie na szczycie pałąka to ten sam materiał, spełniający dobrze swoje zadanie. Słuchawki, dzięki lekkości konstrukcji, należą do bardzo wygodnych. Prawie nie czuje się ich na głowie.


Zwraca uwagę zdecydowanie cienka komora przetwornika, mająca zaledwie około 2 cm, co przy deklarowanym, Bardzo Basowym przeznaczeniu modelu, wzbudza ciekawość.
Kabel niestety przytwierdzono na stałe, podpinając do obu muszli. Jest on za to płaski, dobrej długości, wyposażony w solidny splitter i kątowy wtyk jack.
Podsumowując ten opis dodam, iż słuchawki są pięknie zaprojektowane - nowocześnie, ale nienachalnie. Będą pasować zarówno młodzieży, jak i osobom w pełniejszym wieku. Zdecydowanie mogą się podobać.


Brzmienie
Testy wykonałem przy użyciu muzyki kompresowanej bezstratnie, oryginalnych płyt CD oraz płyt winylowych, zarówno w domu, jak i mobilnie. Po aktualną listę sprzętu, na którym dokonuję odsłuchów, polecam zajrzeć tutaj.

Pierwszy odsłuch zawiódł mnie o tyle, że niczym nie zaskoczył. WS770 zagrały dużym basem i małym wszystkim innym, bardzo podobnie do opisywanych już na tym blogu Sony MDR-XB950. Postanowiłem jednak nie poddawać się i słuchać dalej.
Już po kilku, kilkunastu godzinach słuchawki postanowiły odważniej pokazać nieco ze swej prawdziwej natury. Dźwięk jakby otworzył się, wypluł wszystkie brakujące częstotliwości, których prosto z pudełka brakowało. Opisu dokonam po kilku dniach kilkugodzinnych odsłuchów, mając sporą pewność, że dotarłem do ich ostatecznego kształtu.


Klasycznie, a przy tym modelu niejako obowiązkowo, zacznijmy od basu. Jest, pląsa z zadowoleniem, pełny, szybki, sprężysty, detaliczny. Nie rozbuchany do nieprzyzwoitych rozmiarów, ale pewny swojej tożsamości. Zachęcił mnie do żonglowania kolejnymi płytami Underworld, Fluke, Orbital, Source Direct, Jonny L. Elektroniczne rytmy w tym wykonaniu to przyjemne doznanie. Często łapałem się na przekręcaniu potencjometru w prawo, chcąc bardziej jeszcze pławić się w dźwięku. Nie jest to jednak bas dla tzw. bass-headów, to jest szafuje nie ilością, a jakością, dźwięcznością. Nie przypomina też młota pneumatycznego (odczucie osobiste autora), charakterystycznego dla wymienionych już M50 tego samego producenta. Oczywiście, brakuje nieco zejścia do trudniej osiągalnych terenów sub-basowych, brakuje trochę faktury. W cenie jednak, w której opisywane słuchawki są oferowane, nie jestem w stanie mieć do tego obszaru brzmienia pretensji.


Średnica nie wydaje się tak beznamiętnie podporządkowana niższym rejestrom, jak często bywa w typowo basowych słuchawkach. Zajmuje swoje, określone miejsce w dźwiękowej scenie i z uwagą przekazuje muzykę - precyzyjnie, angażująco. Próżno spodziewać się tu jednak czarowania wokalem, wybrzmieniami instrumentów, rozdzielczością, dynamiką. To nie ta klasa sprzętu. Sporo tu zależy od muzyki, WS770 nie są najmocniejsze w gatunkach gęstych fakturowo i harmonicznie, i właśnie średnica najlepiej wytyka te braki. Zwyczajnie źle słuchało mi się metalu, rocka, jazzu, gdzie dociążenie, acz nie agresywne, dawało o sobie bardzo znać. Im mniej utwór był skomplikowaną ścianą dźwięku, a bardziej pulsacją, stukaniem, tym żwawiej słuchawki grały. Znakomite "Cups" z płyty "Beaucoup Fish" zespołu Underworld to dobry przykład, dźwięk nie pędził, a ciążył, zlewając w jedną masę szczególnie finałową część utworu. Ale już kolejny na płycie "Jumbo", z bardziej odseparowanymi ścieżkami, ze skoczną aranżacją, zagrał przyjemnie, nawet nieco ciepło, tak jak powinien.

Myślę, że mało kto po słuchawkach z serii Solid Bass spodziewałby się godnej uwagi góry pasma, a nawet jakiejkolwiek zauważalnej. Tak jednak w tym przypadku nie jest, WS770 potrafią być wyraziste, sięgać wysoko, choć zawsze ze stosownym do całości obrazu wygładzeniem. To żadna analityka, ale w swojej kategorii bardzo pozytywny detal. Pewna osoba poprosiła mnie o porównanie z popularnym modelem ATH-MSR7, co z początku wydało mi się z góry przegraną walką. Z przyjemnością posypuję głowę popiołem i oto porównuję - WS770 mają czym powalczyć. To zbliżona jakość dźwięku, wszak mamy do czynienia z przetwornikiem o średnicy aż 53mm, czego prawie nie spotyka się na tym pułapie cen. Gdzie MSR7 czarowały muzykalną rozdzielczością, opisywany tu model robi na opak - wygładza, wyciąga bas, unika sprawdzianów z przekazywania masy detali. Nie czuję, by było gorzej. Jest inaczej, czy może ze specjalizacją dla innych gatunków muzycznych. MSR7 były zbyt intensywne i nie dość dociążone w szybkiej, elektronicznej kategorii dźwięków, WS770 są dokładnie odwrotne, proste i przyjemne.

O scenie wspomnę jeszcze, że jest ciekawa, niezbyt szeroka, nie dzieje się wiele na poziomej płaszczyźnie (tym bardziej nie na pionowej), ale z zauważalnych ruchów wybija się bas, potrafiąc zadudnić nieco nad uchem, nieco za uchem, co przy szybkich jego zmianach wywołuje ciekawe wrażenie jak gdyby organiczności dźwięku.


Podsumowanie
Zwykle skłaniam się do wskazywania specjalizacji dla słuchawek, widząc je niczym instrumenty muzyczne, skuteczne w jednych i słabe w innych rodzajach kompozycji. ATH-WS770 to znakomita propozycja do elektronicznych brzmień, szybkich i niekoniecznie, ale najlepiej prostych, nie operujących mocno masą lub fakturą. Jestem przyjemnie zaskoczony jakością i, mimo wszystko, pewną uniwersalnością, które Audio-Technica wtłacza do tej serii produktów. Pozostaje mieć nadzieję, że fani basowych wibracji przyjmą dobrze ten kierunek, jakże charakterystyczny dla obecnych czasów, gdzie audio musi być Hi-Res, a formaty bezstratne coraz mocniej zaznaczają swą obecność w świadomości konsumentów. Jeżeli by zapomnieć o dopisku Solid Bass na pudełku, czy też nie oceniać przez jego pryzmat, WS770 stanowią w swojej cenie bardzo interesującą propozycję.

+ lekka, ale solidna konstrukcja
+ wygoda
+ jakość, muzyczność basu
+ spójna, nieprzesadzona w żadną stronę charakterystyka dźwięku

- brak dodatkowego wyposażenia
- przytwierdzony na stałe kabel, bez pilota i mikrofonu


sobota, 11 czerwca 2016

Aune X1s + X7s

Tym razem nie do końca recenzja, a bardziej zbiór wrażeń i spostrzeżeń z użytkowania. Zmiana formy podyktowana jest brakiem możliwości wykonania pełnej analizy porównawczej brzmienia, gdyż zwyczajnie innych przykładów takiego sprzętu nie posiadam. W tym względzie odsyłam na przykład tu i tu.

Od kilku już lat obserwujemy rozkwit chińskiego rynku audio. Co więcej, nie chodzi tu o elektroniczną masówkę, z której ten wspaniały kraj znany był długi już czas. Mowa o rasowym sprzęcie dla entuzjastów i fanatyków dźwięku - znakomicie wykonanym, dobrze zaprojektowanym, świetnie brzmiącym oraz, co znamienne, często niszczącym konkurencję ceną.
Spośród wielu znanych firm szczególnie bliską jest mi Aune, więc gdy nadarzyła się możliwość wejścia w posiadanie bliźniaczego duetu ich produktów, nie zastanawiałem się długo.


Raczej nie będzie zbyt mocnym uogólnieniem gdy wspomnę, iż chińskie audio nierzadko ma wiele wspólnego z rodzimymi (oraz nie) konstrukcjami DIY - czy to przypadkowym, czysto funkcjonalnym wyglądem, czy to pewną przypadkowością konstrukcji. Tym bardziej uwagę zwraca producent o cechach zupełnie przeciwnych. Takim właśnie jawi się Aune, oferując niewiele produktów, ale o przemyślanym i dopracowanym stylu wizualnym oraz z góry założonym zestawie cech. Seria X jest tu najlepszym przykładem, składając się obecnie z trzech urządzeń, z których każde znajduje się w identycznej obudowie, dostarczane jest w tym samym pudełku, wreszcie z których każde (prawdopodobnie) oferuje ten sam charakter brzmienia.


Napisałem prawdopodobnie, gdyż posiadam tylko dwa z owych urządzeń - tytułowe X1s oraz X7s. Pierwszy to DAC i wzmacniacz w jednej obudowie, drugi natomiast jest jedynie wzmacniaczem. Sądzę, że każdy, widząc taki duet, natychmiast pomyślałby o nim jako zestawie. Czy tak jest w istocie?


X1s jest starszy z rodzeństwa, zweryfikowany już przez użytkowników i doceniony, gdyż za bardzo sensownie ustaloną cenę oferuje cztery opcje wejściowe, trzy wyjściowe, znakomite wykonanie i przyjemny, nowoczesny design. Świetnie sprawdza się jako pudełko do wszystkiego. Oferowany zestaw funkcji i charakter dźwięku - oba swym dopracowaniem sięgające droższych urządzeń - będzie wystarczającym dla dużej grupy fanów dobrego audio, którym zwyczajnie nie potrzeba więcej.


X7s, najmłodszy w rodzinie, dostępny zresztą od kilku ledwie tygodni, opisywany jest jako dedykowany wzmacniacz słuchawkowy w klasie A. Zdecydowanie nie dodatek do starszego brata, a pełnoprawne, niezależne urządzenie do łączenia z już posiadanym DAC, do stosowania jako stopień końcowy lub jako preamp. Co znamienne, oferuje zapas mocy, zdolny wysterować bardzo wymagające prądowo słuchawki, z czym X1s miewa problemy. Okazały się one również moimi problemami, w prosty sposób zachęcając do zakupu najnowszego produktu Aune.

Duet wygląda razem jak należy, czyli świetnie. Nie ma tu może precyzji absolutnej (potencjometry są w jednej osi, ale gniazda jack już nie), ale jest blisko, co wydaje mi się wystarczającym. Ta sama obudowa, potencjometr, włącznik, gniazdo zasilania i zasilacz, ale różne opcje połączeniowe na froncie i plecach urządzeń - tak można streścić wrażenia wizualne. Użytkowo w związku z tym również jest tak samo, z dokładnością do potrzeby sięgania na tył by przytknąć włącznikiem oraz do dziwnej długości kabla między wtykiem a zasilaczem, która ogółem jest chyba po prostu zbyt mała.
Można by zatem pomyśleć - nie ma co opisywać! A jednak, jest pewien detal, skaza na monolicie. W mojej opinii zwyczajne niedopatrzenie. Tak się bowiem składa, iż X1s oferuje analogowe wyjście audio typu liniowego. Jestem takiemu rozwiązaniu przeciwny, użytkownik powinien mieć możliwość wyboru, czy to przez osobne gniazda, czy w formie przełącznika. X7s z kolei wyposażono w analogowe wyjście, ale typu pre-amp. Ma to sens - wychodząc ze stopnia DAC chcemy mieć niemodyfikowany sygnał, na dalszych etapach już jednak niekoniecznie. Tak się jednak składa, że X1s wyjście analogowe ma tylko jedno, zatem tworząc duet z najmłodszym członkiem rodzinki, opcji sygnału liniowego się pozbywamy, pozostaje tylko pre. Może to sprawiać kłopot (ja niestety jestem poszkodowany), może nie sprawiać, ale rzuca się w oczy tym bardziej, że jest jedyną wadą użytkową tego duetu, jaką znalazłem.


O brzmieniu X1s pisze się zazwyczaj umiarkowanymi superlatywami - neutrealnie muzykalne, rozdzielcze i jednocześnie spójne, nie za szerokie, nie za głębokie, ale też nie płytkie i zduszone. W moim odczuciu, zgodnym zresztą z przytoczonymi, jest optymalnie, bez narzuconej koloryzacji, bez monitorowej suchości. Niczym człowiek renesansowy, z powodzeniem sięga po wszelkie muzyczne sztuki, nie jawiąc się w nich geniuszem, ale też nigdy nie pozwalając sobie na zejście poniżej określonego poziomu jakości. Dla każdego, kto nie potrzebuje poszukiwać, odkrywać, eksperymentować, synergizować jest to znakomita propozycja na sprzęt typu "kup i masz spokój na lata", jak już zresztą wspomniałem wyżej. Dołączenie X7s efektywnie wymienia nam sekcję wzmacniacza na inną, mocniejszą. Czy modyfikuje brzmienie? Moje pierwsze skojarzenie to tytuł pewnej piosenki zespołu Daft Punk (no, może "faster" niekoniecznie tu pasuje). Ten sam charakter, ale jakby dojrzalszy, silniejszy, podenergetyzowany. Spokojna neutrealność X1s wykształciła kilka dodatkowych kończyn, z których jedna sięga bardziej do podłogi, dwie kolejne rozpychają okno na świat, pozostałe zaś wymachują z nową energią i większym zasięgiem. Różnica w głośności nie jest bardzo duża (wyjścia zbalansowanego, podobno mocniejszego, niestety jeszcze nie testowałem), ale zauważalna szczególnie, że gra minimalnie dalej w dół rozciągniętym basem, minimalnie szerszą sceną, minimalnie większą dynamiką i głębią. Zasadniczą rolę w zmianach odgrywa przełącznik gain na spodzie wzmacniacza, gdzie na ustawieniu maksymalnym +20 różnice w graniu urządzeń są najbardziej odczuwalne. Efekt dało się zauważyć zarówno na przeróżnych parach słuchawek, użytych do testu (m.in. Audio Technica ATH-MSR7, Audio Technica ATH-A700, Master & Dynamic MH40), jak i integrze Denona z kolumnami Dali. Dźwięk prawie w każdym aspekcie jest tu minimalnie nawet nie lepszy, a bardziej. Nieduże to różnice, ale jawiące się jako naturalne rozwinięcie źródła, co, zaryzykuję stwierdzenie, stanowi sytuację wymarzoną - wszak chcemy, by sprzęt ze sobą współpracował, nie korygował się nawzajem.

Z tego powodu własnie, w moim odczuciu skrajne numerycznie propozycje Aune z serii X to udane połączenie. Jeżeli podoba się granie X1s, to z dodatkowym wzmacniaczem dostaniemy takie samo w założeniach, ale nieznacznie bardziej wciągające i ekscytujące w szczególe. Przyznam, że na to właśnie miałem nadzieję, zestawiając ze sobą oba urządzenia. Dla mnie to taki właśnie zestaw na dłużej, stacjonarne good enough, znajoma i przewidywalna baza do podróży po kaprysach różnych słuchawek, ale przede wszystkim po muzyce - wszak o nią tu chodzi.
 
 
Copyright © uchem po fali
All images belong to their respective owners.
Blogger Theme by BloggerThemes